Wyruszyłam spełnić marzenie...

"Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. " - R. Kapuściński
Ja... no cóż... trzeba przyznać, że na tą chorobę jestem właśnie chora. Zaczęłam podróżować jeszcze jako nastolatka. Powoli, z roku na rok autostopem odkrywałam Europę, później była Gruzja, Turcja, Maroko, Japonia. Z wyprawy na wyprawę coraz większy zachwyt światem, ludźmi, odmiennością kultur. Kiedy jeszcze ograniczały mnie czasowo studia wymarzyłam sobie, że gdy tylko je skończę wyruszę na długo w świat. Tak po prostu - bez większego celu, żeby poznawać, dotykać, smakować, zachwycać się odmiennością, a przede wszystkim budować siebie konfrontując swój świat ze światem napotkanym. Przekonałam się bowiem już nie raz, że wędrowanie po świecie to wspaniała okazja do wędrowania wgłąb siebie.
Wyruszam w zakątek świata, w który zawsze ciągnęło mnie najbardziej - do Ameryki Południowej. Podglądać życie Indian, zanurzyć się w dżungli, zobaczyć tukany, małpy i gigantyczne motyle, spłynąć Amazonką, zachwycić się ogromem Andów, odwiedzić zaginione miasta, posmakować lokalnych specjałów oraz rozmawiać z ludźmi, aby poznać ich świat, historię, kulturę, dowiedzieć się jak żyją.
Kiedy wrócę? Wrócę jak mi się znudzi, gdy poczuję, że marzenie spełnione, a bagaż doświadczeń wystarczająco wielki by bez wstydu przytaszczyć go do Polski. Wrócę, gdy przyjdzie na to czas. W planach mam pół roku wędrowania. Jak będzie w rzeczywistości pokaże los.



sobota, 17 kwietnia 2010

Pisco, ktore nie powstalo z gruzow


Do Pisco zajezdzam w zasadzie z przypadku, zeby przesiasc sie w cos co zawiezie mnie do parku Paracas, (tam podobno czekaja juz na mnie pingwiny:) ). 

Wysiadam z autobusu noca, wiec nie chodze za duzo ulicami. Biore colectivo i prosze o podwiezienie mnie do jakiegos taniego hosteliku. " Tu nie ma tanich hoteli, wszystko runelo. Kilka nowych powstalo. Ale drogie...". To pierwsze wiadomosci, ktore dotarly do mnie o trzesieniu ziemi, ktore w sierpniu 2007 roku zasypalo w gruzach 70% miasta. Rano - mimo ze przeciez minely juz prawie trzy lata od katastrofy - moge zobaczyc na wlasne oczy ulice, ktore jeszcze nie wpelni powstaly na nowo do zycia. Z centrum wybiega w  strone plazy kilka nowych promenad, sa laweczki i lodziarnie. Glowne place tez prezentuja sie jako-tako. Ale wystarczy wyjsc troche poza centrum, zeby zobaczyc, ze w wiekszosci miasta trzesienie jeszcze trwa. Asfaltu nie ma, sa wyrownane gruzy. Ten, kogo bylo stac na budowanie sie costam zaczal stawiac. Ale ludzie nie maja pieniedzy. Stracili wszystko, wiec powstac nie jest latwo. Stoja wiec przy ulicach niedokonczone zarysy domow, pojedyncze sciany, z dachow stercza prety zbrojeniowe przygotowane na lepsze czasy. Moze kiedys uda sie wybudowac jeszcze jedno pietro. A po tych, ktorych nie stac na postawienie na miejscu rumowiska nowego domu, ktorzy zgineli lub uciekli pozostaly puste zagruzowane place, swiadczace, ze tam kiedys byl dom.

W ciagu nastepnych dni spotykam wielu ludzi i w wielu rozmowach przejawia sie trzesienie. Mowia o tym jak uciekali, co stracili oni, co ich bliscy, jak ludzie w panice szukali schronienia w kosciele, a potem kosciol, runal... Zginelo ponad pol tysiaca ludzi.

Niesamowite i przerazajace, ze minelo tyle czasu, a w Pisco trzesienie jeszcze trwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz