Wyruszyłam spełnić marzenie...

"Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. " - R. Kapuściński
Ja... no cóż... trzeba przyznać, że na tą chorobę jestem właśnie chora. Zaczęłam podróżować jeszcze jako nastolatka. Powoli, z roku na rok autostopem odkrywałam Europę, później była Gruzja, Turcja, Maroko, Japonia. Z wyprawy na wyprawę coraz większy zachwyt światem, ludźmi, odmiennością kultur. Kiedy jeszcze ograniczały mnie czasowo studia wymarzyłam sobie, że gdy tylko je skończę wyruszę na długo w świat. Tak po prostu - bez większego celu, żeby poznawać, dotykać, smakować, zachwycać się odmiennością, a przede wszystkim budować siebie konfrontując swój świat ze światem napotkanym. Przekonałam się bowiem już nie raz, że wędrowanie po świecie to wspaniała okazja do wędrowania wgłąb siebie.
Wyruszam w zakątek świata, w który zawsze ciągnęło mnie najbardziej - do Ameryki Południowej. Podglądać życie Indian, zanurzyć się w dżungli, zobaczyć tukany, małpy i gigantyczne motyle, spłynąć Amazonką, zachwycić się ogromem Andów, odwiedzić zaginione miasta, posmakować lokalnych specjałów oraz rozmawiać z ludźmi, aby poznać ich świat, historię, kulturę, dowiedzieć się jak żyją.
Kiedy wrócę? Wrócę jak mi się znudzi, gdy poczuję, że marzenie spełnione, a bagaż doświadczeń wystarczająco wielki by bez wstydu przytaszczyć go do Polski. Wrócę, gdy przyjdzie na to czas. W planach mam pół roku wędrowania. Jak będzie w rzeczywistości pokaże los.



poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Benvenidos a Bolivia

Arequipę, Colcę i kondory zostawiam za plecami kierując tym samym swój rządny nowych wrażeń wzrok na zachód. Ku odwiecznie wymarzonej Boliwii. Jeszcze tylko krótki przystanek w Puno, ulokowanie zbędnych rzeczy u hosta Lizandro, krótki rzut oka na sławne jezioro Titikaka (jeszcze tu wroce, wiec przyjrzeć się dokladniej bedzie okazja) i już jadę zatłoczonym mikrobusem ku granicy. Z głośników leci jakiś przebój o miłości w rytmie bachaty (oooo! tak cię kocham! oł je! wróć do mnie piękna brunetko! bez ciebie zycie nie ma sensu! oł je!), a ja pogryzam chiclo con queso czyli rodzaj białej kukurydzy (poza kolorem różni się od znanej w Polsce tym, że ma znacznie większe ziarna i nie jest taka słodka) z serem

Dwie godziny później jestem już na granicy. "BIENVENIDOS A BOLIVIA" mówi drukowanymi literami szyld nad głową. Jedna, druga pieczątka, wymiana waluty, zmiana małego zatłoczonego busika na jeszcze mniejszy i jeszcze bardziej zatłoczony. Już sunę przez nowy kraj. Łapczywie wyglądam przez okno, ale za oknami bez zmian. Nadal pustka, pustka, trawy, i lamy, pustka... Słowem: Altiplano.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz