Wyruszyłam spełnić marzenie...

"Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. " - R. Kapuściński
Ja... no cóż... trzeba przyznać, że na tą chorobę jestem właśnie chora. Zaczęłam podróżować jeszcze jako nastolatka. Powoli, z roku na rok autostopem odkrywałam Europę, później była Gruzja, Turcja, Maroko, Japonia. Z wyprawy na wyprawę coraz większy zachwyt światem, ludźmi, odmiennością kultur. Kiedy jeszcze ograniczały mnie czasowo studia wymarzyłam sobie, że gdy tylko je skończę wyruszę na długo w świat. Tak po prostu - bez większego celu, żeby poznawać, dotykać, smakować, zachwycać się odmiennością, a przede wszystkim budować siebie konfrontując swój świat ze światem napotkanym. Przekonałam się bowiem już nie raz, że wędrowanie po świecie to wspaniała okazja do wędrowania wgłąb siebie.
Wyruszam w zakątek świata, w który zawsze ciągnęło mnie najbardziej - do Ameryki Południowej. Podglądać życie Indian, zanurzyć się w dżungli, zobaczyć tukany, małpy i gigantyczne motyle, spłynąć Amazonką, zachwycić się ogromem Andów, odwiedzić zaginione miasta, posmakować lokalnych specjałów oraz rozmawiać z ludźmi, aby poznać ich świat, historię, kulturę, dowiedzieć się jak żyją.
Kiedy wrócę? Wrócę jak mi się znudzi, gdy poczuję, że marzenie spełnione, a bagaż doświadczeń wystarczająco wielki by bez wstydu przytaszczyć go do Polski. Wrócę, gdy przyjdzie na to czas. W planach mam pół roku wędrowania. Jak będzie w rzeczywistości pokaże los.



wtorek, 6 kwietnia 2010

Brzydkie psy w Trujillo

Pierwszego brzydkiego psa zobaczylam w Trujillo wychodzac z muzeum Chan Chan. Wyszlam z niego szybko bo nie bylo tam nic ciekawego. No moze nie liczac wielkich plastikowych ludzi przedinkaskich. Ciekawe w nich bylo jednak jedynie to, jak mozna cos takiego w muzeum wystawic..

Brzydki pies stal pod muzeum, merdal ogonem i  byl po prostu brzydki. Jego owlosienie ograniczalo sie do przerzedzonej garstki siersci na czubku glowy, a odslonieta szarobura skora robila odrazajace wrazenie. Zeby tylko nie podszedl, nie otarl sie. - pomyslalam - Na pewno siersc wypadla mu na skutek jakiejs dziwnej choroby. Moze jest zarazliwa dla ludzi.

Potem poszlam do ruin niesamowitego palacu Nik An i o brzydkim psie na chwile zapomnialam. Palac ten byl centrum najwiekszego odkrytego w Ameryce Poludniowej miasta epoki prekolumbijskiej zajmujacego  powierzchnie az 24 kilometrow kwadratowych i liczacego okolo 30 tys mieszkancow. Miasto Chan Chan  powstalo w polowie IX wieku i bylo stolica Imperium Chimu, ktore panowalo tu zanim pojawili sie Inkowie. Zbudowane jest z suszonej na sloncu glinianej cegly adobe, a z powodu wielkosci i budulca znane jest jako "najwieksze gliniane miasto swiata". Przejscie sie po ruinach robi niesamowite wrazenie. Skomplikowane korytarze, wielkie place przeznaczone do obchodow wazniejszych wydarzen,  sciany obficie rzezbione, ozdobione podobiznami  ptakow, ryb i małych ssakow.

To jedno, co mozna w okolicach Trujillo zobaczyc. Drugie wazne miejsce jest jeszcze starsze i zostalo zbudowane przez cywilizacje Mocha, ktora panowala tu w okresie I w. p.n.e. - IX w. n.e.  Nazywa  sie  Huacas del Sol y de La Luna czyli Swiatynie Slonca i Ksiezyca. Wszyscy tu mowia, ze wizyta tam jest obowiazkowa. Ide wiec. Przedzieram sie na druga strone miasta cudo ow zobaczyc. Czlapiac tak brudnymi ulicami staje kilka razy jak wryta. ¿Que pasa? Co to plaga jakas?  Najspokojniuej w swiecie obrzydliwy pies podnosi noge i znaczy po psiemu przydrozna latarnie. Ten to jest juz zupelnie lysy. Lysy i brzydki. Kilka minut drogi dalej inny lezy spokojnie w cieniu.
W koncu, pozostajac wciaz pod dziwnym psim wrazeniem, docieram do Huacas, kupuje w kasie bilet i wraz z obowiazkowym przewodnikiem rozpoczynam zwiedzanie. Podobnie jak Chan Chan, i ta budowla zbutowana jest z adobe. Robi jednak tym niesamowitsze wrazenie, ze mimo uplywu czasu zachowaly sie kolory malowidel i rzezb (maja 18 wiekow, a kolory sa wciaz bardzo intensywne!!!!!!). Ze scian szczerzy zeby bog-natura. Humorzasty, zmienia miny, gdy przechodzimy z pomieszczenia do pomieszczenia. Przewodnik opowiada o znaleziskach i stworzonym na ich podstawie obrazie owczesniej kultury. Dlaczego czczono takie zwierzeta, jakie ofiary skladano bogom, jak wygladalo zycie zwyklego czlowieka, a jak zycie wladcow.  
- Spojrz na te sciany! - mowi - Jak dziwnie sa zbudowane. Z pojedynczych fragmentow miedzy ktorymi zachowany jest kilkucentymetrowy odstep. To chroni przed niszczycielska sila trzesien ziemi. Zobacz... Tyle miast zbudowanych przez wspolczesnego czlowieka sie przez wieki zawalilo w tych regionach. A Huanca de la Luna stoi. Tego, co uleglo zniszczeniu nie zniszczyla natura. Owszem,  i czas,  i wiatry i deszcze odegraly tu pena role. Ale najgorsze uczynil czlowiek. W 17 wieku hiszpanscy konkwistadorzy mieli gdzies historie. Poszukujac zlota obracali w pyl resztki kultury Moche.

Schodzimy stromymi schodami i stajemy na placu otoczonym wysokimi scianami pokrytymi kolorowymi rzezbami. Posrodku jednej z nich zostala umieszczona duza plyta rowniez chojnie przystrojona przenajrozniejszymi ornamentami. To kalendarz. Przewodnik wyjasnil mi co oznaczaja wyrzezbione na nim podobizny.
- To zwierzeta charakterystyczne dla tego regionu, z roznych powodow wazne dla lokalnej ludnosci. - tlumaczy przewodnik - Jest waz i skorpion mieszkajace na pustyni, jest ptactwo domowe, a tam, widzisz... -Nie uwierzycie co powiedzial wskazujac na jakies niebieskie czworonozne zwierze! - to lysy pies. 
- ????
- Widzialas pewnie na ulicach Truillo takie brzydkie szare psy...
- e y no widzialam. A to one nie byly chore?
- Hehe! Faktycznie sprawiaja takie wrazenie. Nic im jednak nie dolega. To taka bardzo bardzo stara rasa, ktora znaly juz ludy Moche.
- aaaaaaa..... 

Nad swiatynia goruje swiety szczyt Cerro Blanco (czyli bialy). Dawno sie nigdzie nie wdrapalam, wiec teraz z checia znowu spojrze sobie na swiat z gory. Wcale nie jest latwo. Gora jest jakby poskladana ze stromych gladkich skalnych scian miedzy ktorymi lagodniejsze czesci pokryte sa sypkim piaskiem nawianym przez pustynie. Sciezki nie ma. Mozna  albo ze scisnietym sercem wdrapywac sie po twardej skale albo isc brodzac po kolana w osypujacym sie piasku. Dwa kroki naprzod jeden zeslizgujac sie w dol. W koncu jednak weszlam. Stanelam na szczycie i spojrzalam w dol. Jak okiem siegnac nic. Gdzies na horyzoncie blekitny pasek pacyfiku. A poza nim tylko pustynia. Juz jadac do Trujillo przekonalam sie, ze tak szybko to ona sie nie skonczy. Bedzie tak trwac sucha pylasta przez cale wybrzeze az do Chile, gdzie przerodzi sie w koncu w najsuchsza pustynie swiata - Atakame. Juz mnie jednak tak nie przeraza, jak przy wiezdzie do Peru. Przyzwyczailam sie do niej i polubilam te wielkie puste przestrzenie, piaszczyste wydmy, skaliste gory. Siedze na szczycie Cerro Blanco i ciesze ze swiata, ktory widze :)

Schodzac, u podnoza gory spotkalam kobiete z brzydkim psem. Jako ze bylysmy tylko dwie na srodku pustkowia, naturalnym bylo zamienic slowo. Pogadalam z nia chwile, poglaskalam zdrowego jak rydz lecz dziwnego psa i poszlam dalej swoja droga.

Potem wyszukalam brzydkiego psa w internecie. Wiecie jak nazywa sie rasa? Dokladnie tak jak mozna nazwac peruwianskiego psa bez siersci.  N A G I    P I E S    P E R U W I A N S K I   ! ! !
:)

2 komentarze:

  1. Ten ze zdjęcia wcale nie jest brzydki. Faktycznie widok łysego psa musi dziwić, ale poza tym zupełnie normalny pies. :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również uważam, że pies nie jest wcale brzydki, wręcz przeciwnie - milusi :)

    OdpowiedzUsuń