Nie trudno wiec wyobreazic sobie ile szczescia dopadlo mnie wraz z pierwszym widokiem Kolumbijskich straganikow po brzegi wyladowanych owocami. Tu jest wszystko! Owoce, ktore znam z Polski jak ananasy czy banany, owoce ktore zdazylam juz poznac w czasie tej podrozy jak papaja czy swiezy kokos(to orzech jest, ale wiadomo o co chodzi;)), a takze mnostwo przedziwnych krzataltow i kolorow owocow ktorych nazw nie podam, bo jeszcze nie poznalam. Co wiecej z jezdzacych ulicami straganikow na kolkach mozna kupic juz obrane i pokorojone mango, papaje czy arbuzy. Inne wozeczki woza napoje – lemoniade ze swiezych limonek, sok pomaranczowy czy arbuzowy. Raj na ziemi.
Ja na razie tylko patrze i ewentualnie skuszam sie czasem na arbuza (w mysl, ze to sama woda), ale juz same te kolory i zapachy ciesza serducho niesamowicie! :D Co mialam jeszcze okazje posmakowac, to sok z owocow drzewa pomidorowego. Nie wiem ile te pomidory maja wspolnego z normalnym pomidorem (wygladaja tak samo), ale sok jest doprawdy wysmienity!!!
Nareszcie!!! Juz sie nie moglam doczekac kolejnej relacji!
OdpowiedzUsuńJuz widze, ze zdjecia super (wenezuelski aparat sluzy). Teraz zabieram sie za czytanie. Pozdrowienia i usciski!