Bogotá. Wielka szara stolica Kolumbii. Pelna kontrastow miedzy skrajna bieda a bogactwem.
Moja serdeczna przyjaciolka Ania (buziaki dla Ani:)) siedzi obecnie w Niemczech w Instytucie Maxa Planca. Tam tez doktorat robi Camilo - pewien Kolumbijczyk z Bogoty. Bylo tak: Ania powiedziala Camilo, ze jej kolezanka (czyli ja) jedzie do Kolumbii. Camilo na to, ze w takim razie on pomoze, zaprasza do swojego domu w Bogocie i zaraz powie swojej rodzinie zeby sie dobrze przybyszem zaopiekowala. W taki wlasnie sposob trafilam w progi tak wspanialego domu i tak serdecznej rodziny jak to sobie tylko mozna wyobrazic.
Na dworcu autobusowym czekala na mnie cala rodzina obstawiajac poszczegolne wyjscia z kartkami "Anna" zebym przypadkeim sie nie zgubila. Zabrali mnie do siebie do domu, nakarmili, dali oddzielny pokoj i sie zaczelo... Czas mialam zajety co do minuty. Jak nie ktos z rodziny to znajomi, krewni czy przyjaciele organizowali mi dzien - wycieczki, spacery, zakupy, muzea, filmy, puby, tradycyjne posilki. Wieczorami z wizyta wpadali kolejni znajomi zeby moc mnie poznac. Doprawdy dawno nie czulam sie tak dobrze - ze wszech stron ogromna serdecznosc i dobroc. Czulam sie jak wsrod rodziny i najlepszych przyjaciol. Kochani kochani ludzie!
Dzieki mojej rodzince mialam okazje zobaczyc Bogote prawdziwa - nie tylko stare miasto czy nowoczesne centrum ale rowniez zwykle male uliczki biedniejszych dzielnic, czy tez (to moja ulubiona rzecz) ogromne targi przepelnione handlujacymi staruszkami i straganami z owocami, warzywami, miesem, koszykami czy co tam jeszcze na targu mozna wymyslic. Wiec jaka jest stolica Kolumbii? Na pewno nie mozna jej nazwac ladna. Nie urzeka ani arhitektura ani zabytkami. Raczej przygnebia szaroscia, dusi spalinami i oglusza handlarzami probujacymi na kazdym kroku wcisnac ci cokolwiek badz. Mysle jednak ze mozna pokusic sie o stwierdzenie, ze jest CIEKAWA. Przez swoja roznosc i niezliczone kontrasty i to ze z przytulnej uliczki pelnej antykwariatow wychodzi sie na zatloczony ruchliwy plac, gdzie kupic mozna doslownie wszystko. Ladne choc niewielkie jest stare miasto z kolorowymi kolonialnymi budynkami, ciekawe sa targowe uliczki w centrum - niezwykle glosne kolorowe i pelne wszystkiego. Z turystycznych miejsc (mimo, ze za muzeami nie przepadam) bardzo podobalo mi sie Muzeum Zlota. Jest to jedyne tego rodzaju muzeum na swiecie pokazujace historie, techniki i tradycje zwiazane z wyrobem zlota siegajace kilku wiekow przed nasza era. Gablotki pelne sa archeologicznych znalezisk - kazde ze swoja historia. Bardzo bardzo ciekawe i zadziwiajace jak przy tak prymitywnych narzedziach udawalo sie tworzyc tak misterne wzory.
Co zas jezy wlos na glowie w Bogocie to ruch uliczny. Mowi sie, ze jak umiesz jezdzic w Bogocie to umiesz jezdzic wszedzie. Ja powiem tak - w zyciu bym tu za kolko nie wsiadla. Kazdy jezdzi jak chce, nie obowiazuja kierunkowskazy, czerwone swiatla, zakazy. Furgonetka skrecajaca z lewego pasa w prawo na czteropasmowej drodze bez kierunkowskazu za to z glosnym klaksonem jest rzecza zupelnie normalna. W dodatku tak jezdza nie tylko prywatne samochody ale taksowki, autobusy czy nawet policja. Do autobusu mozna wsiasc wszedzie, machajac zatrzymamy go nawet na srodkowym pasie. Wysiada sie tez wszedzie - gdzy nacisniemy przycisk autobus po prostu staje - nie wazne gdzie akurat jestesmy - na zakrecie, rondzie czy przejsciu dla pieszych. Tak jak my mamy znaki oznaczajace przystanek tak oni ewentualnie czasem maja znaki zakazujace wysiadania w danym miejscu. I wyobrazcie sobie teraz jaka sztuka jest przejsc na druga strone ulicy!
Ciekawa jest wielka Bogotá.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz