Jesteśmy w miasteczku Santa Fe, które jest miejscem wypadowym do parku narodowego Mochima położonego na szeregu wysp i wysepek. Za niewielka kwotę możemy zabrać się łódką na przejażdżkę po parku, co okazuje się być niezłą przygodą. Pierwsza niespodzianka to delfiny. Całymi stadami pływają wokół łódki co raz wyskakując z wody, a kilka razy zdarza się, że podpływają na wyciągnięcie ręki. Dzięki doskonale przejrzystej wodzie możemy obserwować je tuż pod powierzchnią. Kolejna atrakcja to rafy koralowe i tysiące rybek pływających wśród nich. Zatrzymujemy się kolejno w trzech miejscach, w których woda jest płytsza, a dno bardziej urozmaicone i wyskakujemy za burtę. W maskach z rurkami pływamy po powierzchni i nie możemy się nadziwić ile kształtów i kolorów może kryć się na morskim dnie. Przy jednym z brzegów nasz przewodnik zatrzymuje się i machając rękami ( reakcja na nasze „no entiendo” czyli nic nie rozumiem) tłumaczy, że gdy tu zanurkujemy możemy odnaleźć zatopiony statek. Wskakujemy, chwilę pływamy w koło szukając żeby po chwili znaleźć duży porośnięty wszelka możliwą morską roślinnością wrak spoczywający na dnie.
Gramoliliśmy się powoli na łódkę i już mieliśmy odbijać od brzegu, gdy morze niespodziewanie wzburzyło się, w jednej chwili postawiło łódź w pionie, a w następnej wszystko zalała spieniona fala. Każdy złapał się czego mógł żeby nie wypaść za burtę ratując jednocześnie cenniejszy dobytek przed zalaniem. Niemalże się udało. Niemalże, bo na szczęście nikt nie wypadł, ocalały dokumenty i dwa drogie aparaty. Tylko mój mały niepozorny aparacik fali nie przetrwał i dał się zmasakrować słonej wodzie. Nawet po wysuszeniu nie daje oznak życia. Co gorsza okazało się, że dzięki Chavezowi i jego fantastycznym pomysłom na ustrój coś takiego jak rynek sprzętu używanego tu nie funkcjonuje, a sprowadzenie czegokolwiek z zagranicy wiąże się z dużym ryzykiem tak zwanego „położenia łapy” na przesyłce gdzieś po drodze. Naprawić się też nie da co oznacza, że będę musiała kupić nowy. Niestety 50% drożej niż w Europie, bo takie tu są właśnie ceny sprzętu.
Odpowiadając na jeden z wcześniejszych komentarzy: Maile jak najbardziej odbieram (najlepiej na gmailu). Niestety dość rzadko mam dostep do internetu i przeważnie tylko na chwile, ale prędzej czy później przeczytam na pewno:)
OdpowiedzUsuń