Jestem w Parku Narodowym Tayrona – podobno jednym z najpiekniejszych w Kolumbii. Faktycznie robi wrazenie. Niestety pierwsze wrazenie zle – oplata za wstep 50 zl. Ale skoro juz sie tu doczolgalam (ledwo bardzo, bo wciaz na wszelkie jedzenie moj zoladek reaguje zle) i ma byc tak pieknie, to place. Potem faktycznie wrazenie jest juz tylko dobre.
Najpierw 40 min idzie sie przez dzungle. Dzungla wydziera sie jak moze, skrzeczy, piszczy, wydaje tysiace przedziwnych odglosow. Tabliczki co chwila informuja jakie endemiczne gatunki malp czy tukanow mozna tu spotkac. Na mnie robi to tym wieksze wrazenie, ze jestem jednym z ostatnich (jesli nie ostatnim) turysta tego dnia i gdy sobie dziarsko przez dzungle wedruje to rownie dziarsko slonce zachodzi za horyzont. Boje sie ze nie zdaze przed zmrokiem znalezc miejsca do spania. Poza tym nie mam juz sily isc i czesciej potykam sie o swoje nogi niz o nie nie potykam. Cale szczescie w koncu widze znak ¨5 min do pola namiotowego, w lewo, w glab lasu¨. Klimat niesamowity. Jest totalnie drzunglascie. Nie jakis tam turystyczny syf – po prostu polana w dzungli z kilkoma skleconymi z palm i innych naturalnych dobr daszkami. Zasypiam pod sama moskitiera. Nade mna niebo, kiwaja sie palmy, bananowce, wokol slychac wszelkiego rodzaju odglosy.
Rano dochodze do plazy. Przepieknie! Duzo roznych ptakow lata w kolo albo brodzi w zarosnietym trzcinami bajorku. W tym samym bajorku jak sie okazuje mieszkaja i kajmany. Dzikiego kajmana zobaczyc to jest to!:)
Dwie plaze dalej jest plaza Cabo san Juan de la Guía. Tu znajduje sie kolejne pole namiotowe (juz nie ten klimacik i licza dwa razy drozej, ale tez przyjemnie) i poczatek szlaku do zaginionego miasta Pueblito (czyli Miasteczko). Tasa z przepieknymi widokami pewnie by mnie bardziej zachwycala gdybym tak szalenie nie zdychala. W trzy godziny udalo mi sie przejsc to, na co parkowe strzalki przewiduja poltorej. Jednakze doszlam. Miasteczko, no coz… Zaginione faktycznie, bo zostaly po nim tylko okregi wytyczone z kamieni, ale jak na pierwsze widziane przeze mnie slady sprzed wiekow w tej czesci swiata, moze byc. Gdybym tu byla po wizycie w Peru, pewnie zalowalabym morderczej wspinaczki. Teraz jednak z zaciekawieniem czytam tabliczki mowiace, ze miasteczko bylo zbudowane na 250 tarasach (stad te kolka:)) i mieszkalo tu 2000 osob.
Nie potrafie sobie przypomniec o co z ta smiercia od spadajacego kokosa chodzilo, ale jakos tak sie mowilo ze jest bardziej prawdopodobna niz jakas tam przyczyna smierci, ktorej sie tak bardzo w Polsce obawiamy. No tak. Haha. Mozna sie z tego smiac siedzac w Polsce. Gorzej sobie o tym przypomniec spedzajac noc w czasie sztormu w gaju kokosowym. Czy wiecie jak wielkie ¨LUP¨ robi kokos gdy spada z wysokiej palmy? A czy wiecie jak czesto spada kokos z wysokiej palmy podazas sztormu? Nie opowiadajcie dzieciom wiecej tej historii o kokosach. Przyjdzie im sie kiedys bac tak jak balam sie ja:P
Trzeciego dnia wracanie z ciaglym przysiadaniem ze zmeczenia. Jest jeszcze bardziej sztormowo, kajmanow nie widac, ale wciaz widoczki zachwycajace.
wspinajac sie ku Pueblito
Zaginione miasto
sztormowo
ale widoczki przepiekne