Wyruszyłam spełnić marzenie...

"Istnieje coś takiego jak zarażenie podróżą i jest to rodzaj choroby w gruncie rzeczy nieuleczalnej. " - R. Kapuściński
Ja... no cóż... trzeba przyznać, że na tą chorobę jestem właśnie chora. Zaczęłam podróżować jeszcze jako nastolatka. Powoli, z roku na rok autostopem odkrywałam Europę, później była Gruzja, Turcja, Maroko, Japonia. Z wyprawy na wyprawę coraz większy zachwyt światem, ludźmi, odmiennością kultur. Kiedy jeszcze ograniczały mnie czasowo studia wymarzyłam sobie, że gdy tylko je skończę wyruszę na długo w świat. Tak po prostu - bez większego celu, żeby poznawać, dotykać, smakować, zachwycać się odmiennością, a przede wszystkim budować siebie konfrontując swój świat ze światem napotkanym. Przekonałam się bowiem już nie raz, że wędrowanie po świecie to wspaniała okazja do wędrowania wgłąb siebie.
Wyruszam w zakątek świata, w który zawsze ciągnęło mnie najbardziej - do Ameryki Południowej. Podglądać życie Indian, zanurzyć się w dżungli, zobaczyć tukany, małpy i gigantyczne motyle, spłynąć Amazonką, zachwycić się ogromem Andów, odwiedzić zaginione miasta, posmakować lokalnych specjałów oraz rozmawiać z ludźmi, aby poznać ich świat, historię, kulturę, dowiedzieć się jak żyją.
Kiedy wrócę? Wrócę jak mi się znudzi, gdy poczuję, że marzenie spełnione, a bagaż doświadczeń wystarczająco wielki by bez wstydu przytaszczyć go do Polski. Wrócę, gdy przyjdzie na to czas. W planach mam pół roku wędrowania. Jak będzie w rzeczywistości pokaże los.



sobota, 27 lutego 2010

Kolory Otavalo

Pierwszy przystanek w Ekwadorze to miasteczko Otavalo. Gdy tylko przyjezdzam wrazenie robi na mnie ilosc indian na ulicach. Stanowia bowiem jakies 90% mieszkancow miasta (a miasto wcale nie male - Tczew taki) i w dodatku najczesciej mozna ich zobaczyc w tradycyjnych strojach - mezczyzni w dlugich, zwiazanych w kitke, wlosach, z kapeluszami na glowach, kobiety w ciemnych welnianych spodnicach, zdobionych koronkowych bluzkach, przepasane w pasie kolorowa krajka, z welniana narzutka na ramionach (jestesmy bowiem wysoko w gorach i nie jest wcale tu tak cieplo).

W piatkowe popoludnie odwiedzam spektakularny wodospad Peguche, a potem juz tylko niecierpliwie czekam na sobotni poranek i jego barwny rynek.

Tutejsi indianie znani sa z wyrobu przepieknych tkanin, najczesciej welnianych.  Swoje wyroby artystyczne, razem z tysiacem innych produktow sprzedaja na cotygodniowym wielkim targu zalewajacym wszystkei uliczki centrum. Rynek ten, jesli chodzi o wielkosc, spokojnie mozna porownac do Jarmarku Dominikanskiego, z ta roznica, ze wiecej tu kolorow i mniej chinskiej tandety.

Szeroko otwieram oczy na to co mnie otacza, zanurzam sie w cotygodniowym tlumie kupujacych, sprzedajacych, kolorach, dzwiekach. Cudowna sprawa!









piątek, 26 lutego 2010

Z Kolumbii do Ekwadoru

Ostatnia Kolumbijska wycieczka. Z Pasto, gdzie goszcza mnie przyjaciele Bogockiej rodzinki, wybieram sie a jeden dzien nad jezioro Laguna La Cosha. Cisza, spokoj, totalny chilloucik i trzygodzinny spacerek z absolutnie przepieknymi widokami.


Nastepnego dnia wreszcie Ewador! Na granicy wita mnie deszcz i male straganiki, na ktorych lokalne kobiety sprzedaja (uwaga!) rekawiczki! (Przypominam, ze jestem na rowniku... )

Mimo deszczu jade stopem. Okazuje sie, ze podobnie jak we wczesniejszych krajach nie czekam dluzej niz chwilke. Potem juz tylko sune Panamericana przez gory i podziwiam widoki. Mimo deszczu i nisko wiszacych chmur potezne gory i rozciagajace sie na ich stokach plantacje wygladaja przepieknie. Nowa zielen do zieleni najpiekniejszych – zaraz za zielenia ryzu stoi zielen trzciny cukrowej. Ech! Jak tu pieknie!


czwartek, 25 lutego 2010

Banan o tysiacu obliczach

Przy temacie jedzenia pojawilo sie duzo o platanach, ale wciaz jeszcze nie bardzo wiadomo o co w nich chodzi. Otoz juz wyjasniam...

Banany mozna podzielic na dwa rodzaje: male slodkie zwane bananos, i duze mniej slodkie zwane platanos. Te pierwsze mozna jesc zaraz po obraniu ze skorki, te drugie trzeba usmazyc, upiec, ugrilowac czy poddac innej formie obrobki termicznej.

Dajmy na to mamy zielonego (malo dojrzalego) platana. Oto jak go mozemy potraktowac:

Skorke obieramy, wyrzucamy. Owoc tniemy na dosc duze kawalki i chwile smazymy na glebokim dobrze rozgrzanym oleju. Odsaczamy i.... rozplaszczamy (czesto specjalnie do tego przygotowana "rozplaszczarka"). Potem znowu wrzucamy w olej i chwile smazymy. Po wyjeciu mamy potrawe ktora nazywa sie patacones (i jest przepyszna). Chrupiace patakony mozemy dorzucic na talerz obiadowy i jesc mocno osolone (troche jak frytki) lub serwowac jako oddzielne danie/przekaske polane sosem pomidorowo cebulkowym i obficie posypane serem.
Albo... mamy platana i zupe. Wrzucamy wiec jedno do drugiego (nie odwrotnie!) i gotujemy niczym ziemniaka.

Albo... dajmy na to... czekamy z zielonym bananem az dojrzeje i sie zrobi zolty. Wtedy mozemy ow banana znowu obrac ze skorki, pokroic (tym razem cieniej) i usmazyc. Mamy danie, ktore nazywa sie platanos fritos (czyli platany smazone:P) i tym razem jest slodkawe w smaku i mieciutkie. Smazone platany podawane sa rowniez troche jako ziemniaki do obiadu czy kolacji.

Albo... mozemy zoltego platana po obraniu nie pokroic lecz ulozyc rowno z innymi obranymi zoltymi platanami na grillu i ugrilowac. Takiego gotowego platana przekraja sie wzdluz gdy jest jeszcze goracy i w srodek laduje slone maslo i mnostwo mnostwo startego zoltrego sera. 
Albo... gdy zapomnimy o naszym platanie i z zoltego zrobi sie czarny i bardzo miekki, mozemy zrobic z neigo papke i po polaczeniu z maka, jajkiem i szeregiem innych zwyczajnych "ciastowych" skladnikow zrobic ciasto platanowe. Bardzo bardzo smaczne.

A na polkach supermarketow, zamkniete w paczkach, obok chipsow ziemniaczanych stoja chipsy z platana zoltego, z platana zielonego czy juki. Slone, jak to chipsy, swietnie dogadujace sie z piwem i dobrym filmem:)

środa, 24 lutego 2010

Co robi swinka morska w Pasto?

Swinka morska w Pasto lezy grzecznie na talerzu, jest goraca, chrupiaca i naprawde przepyszna.

Tak. Jadlam swinke morska. Bylam rownie zdziwiona, ze to sie tutaj je, jak oni ze mozna to trzymac w domu i nadac temu imie. Podobno, kto byl w Pasto i nie sprobowal swinki morskiej z rusztu ten nie byl w Pasto. To tutejszy absolutny przysmak serwowany przez kazda ceniaca sie restauracje. Zwierzatko zabija sie tuz przed przygotowaniem, pozbawia siersci, soli i w calosci nabija na ruszt. Po upieczeniu laduje na talerzu. Na moim z prazona kukurydza, gotowanym ziemniakiem w lupince i pikantnym sosem. Je sie to wszystko rekami obgryzajac z soczystego miesa malenkie kosteczki, malenkie zeberka, malenkie nozki... Najgorsza optycznie, ale i najsmaczniejsza jest glowa (malutkie zabki, malutki nosek...). Mi podano najpierw bez glowy, zebym sie przypadkeim nie zniechecila do jedzenia. Moze i slusznie...

bary swinkowe
 
swinka na talerzu
 ugrilowana swinkowa glowa 
 mniam! pysznosci!

wtorek, 23 lutego 2010

Targ indian Guambiano

Co tydzien we wtorek do malego miasteczka Silvia ukrytego w gorach godzine drogi od Popayan zjezdzaja sie lokalni indianie zeby handlowac przeroznymi dobrami. Na targu jest wszystko – od zywych prosiakow, przez uzywana odziez, maczety az po owoce, warzywa, mieso. Barwy temu wszystkiemu dodaja sprzedajacy i handlujacy - ubrani w tradycyjne stroje indianie z plemienia Guambiano oraz  kolorowe, obladowane autobusy chiva ze specjalnym dachem przeznaczonym do przewozu zarowno towaru jak i ludzi.

 
  
  
 

niedziela, 21 lutego 2010

Biale miasto Popayan

Kolejny przystanek to miasto Popayan - bardzo popularna destynacja turystyczna w Kolumbii. Co wyroznia ta miejscowosc wsrod innych to kolonialne stare miasto, ktorego wszystkie domy sa biale. Przyjemnie sie tu poszwedac uliczkami, wypic kawe w naroznej kafejce, wejsc na gorujace nad miastem wzgorze i spojrzec na biale domy z innej, wyzszej perspektywy. Ciekawostka jest  ilosc kosciolow przypadajacych  w Popayan na jednostke powierzchni - w niewielkim centrum jest ich az dziewiec (naturalnie wszystkie biale!). Jako, ze nie mam zadnej map nie lada sztuka okazuje sie odnalezienie ich wszystkich w zaulkach uliczek . Czesto  bowiem nie sa wolno stojace i otoczone placem, lecz wcisniete gdzieniegdzie pomiedzy inne budynki. 

Tu spotyka mnie tez kolejna niespodzianka kulinarna - napoj o nazwie champús, ktorego mozna sie napic tylko w tych okolicach. Jest to taki prawie-kompot urzadzony z ananasa, owocow lulu i kukurydzy gotowanych z dodatkiem cukru trzcinowego. Mocno schlodzone, rownie mocno orzezwiajace na dnie kubeczka zostawia po sobie pyszna owocowo kukurydziana mieszanke do wyjedzenia lyzeczka:)


sobota, 20 lutego 2010

Posagi w San Augustin


U krancow doliny Magdaleny, tam, gdzie rzeka jest jeszcze waska i rwaca lezy miasteczko San Augustin, a tuz pod nim najwieksze w Kolumbii wykopaliska arheologiczne. Zwiedzajac pokaznych rozmiarow park mozna podzsiwiac groby z V w. p.n.e. oraz  kurhany i wielkie kamienne posagi ludzi i zwierzat, ktore zachowaly sie z czasow swietnosci kultury San Augustin czyli I w. p.n.e. – VIII w. n.e. 

Chodze wiec po parku, roztapiam sie z goraca i pstrykam foty kamulcom o coraz dziwniejszych wyrazach twarzy.
  
  
 
 
 

piątek, 19 lutego 2010

Dolina rzeki Magdaleny i pewne spostrzezenia

Pamietacie Mikolaja i jego wielkiego tira wiozacego coca-cole w telewizorze w kazde swieta? Takim coca-colowym tirem sune przez doline rzeki Magdaleny:) Widoki znow niesamowite - plaska rozlegla dolina zielona ta moja ulubiona zielenia, w ktorej mialam okazje zakochac sie juz w Japoni, zielenia ryzu. Wielkie wielkie pola po sam horyzont, a na horyzoncie szare kontury Andow. Kolejna okazja zeby sie swiatem troche pozachwycac.

Noc spedzam w miasteczku Neiva, ktore jest miasteczkiem zupelnie zwyklym. Poniewaz przychodzi mi przewedrowac je cale na piechote (od "wlotowki" do "wylotowki") moge poobserwowac jak zyja zwykle miasteczka. No coz - urokliwie nie jest, na pewno ciekawie.

Potem znowu droga, droga, droga, krajobrazy, przestrzenie, kolejne pogaduszki z kierowcami...

No to teraz spostrzezenia...
1. Spostrzeglam, ze moze byc tak goraco, ze nie da sie zasnac, myslec ni utrzymywac innych funkcji organizmu poza tymi najbardziej podstawowymi.
2. Spostrzeglam, ze pasazerow zupelnie nie bulwersuje to, ze kierowca duzego miedzymiastowego autobusu zatrzymuje sie na srodku drogi tylko po to zeby sobie przez dobre 5 min popodrywac autostopowiczke.
3. Spostrzeglam, ze tu, w przeciwienstwie do Europy, gdy chcesz przewedrowac miasteczko nikt nie puka sie po glowie wskazujac na autobus tylko pokazuje droge i mowi, ze to np ok 2h marszu.
4. Spostrzeglam, ze jedno to cena za bilet autobusowy, drugie to koszt przejazdu po rozmowie z kierowca. Wszystko tu jest negocjowalne i przy odpowiednim targowaniu sie mozna obnizyc cene z 20tys pesos do 7 tys pesos. (czyt. Ania obnizyla:])
5. W reszcie spostrzeglam wielki dziwny kapelusz w sklepie i po krotkim targowaniu spostrzeglam go znow juz na swojej glowie. Chwale sie, bo jestem z mojego kapelusza niezwykle dumna i czuje sie w nim jeszcze bardziej wedrowniczo, wloczykijowsko, ze moim domem droga... no dobra - rozpedzilam sie troche:P Kapelusz ma tylko jedna wade. Hmmm... Dwie wady. Pierwsza wada - zawadza o sufity. Druga wada - wielkie i stosunkowo lekkie rondo sprawia jest latwo zdmuchiwalny przez wiatr, dzieki czemu dziala tylko wtedy, gdy nie wieje.

A wygladam teraz tak:
 
I reszta fotek z drogi:
 miasteczko zwykle

 
  autobus utargowany
dzieci kolumbijskie

środa, 17 lutego 2010

Jem!

Moja dieta glodowa trwala 10 dni i gdy sie wreszczie skonczyla (mniej wiecej w czasie gdy wjezdzalam do Zona Cafetera) zaczelam nadrabiac jedzeniowe zaleglosci w stopniu conajmniej niewyobrazalnym. Tak to chyba jest z efektem jojo wlasnie:P Ale ja tu nie przyjechalam ani sie odchudzac ani tyc, wiec nie zwazajac na wszelkie "efekty" zaczelam kosztowac lokalnych smakolykow przejezdzajac przez kolejne male miasteczka.

W Bogocie bylo jeszcze gorzej (lepiej!:P). Rodzinka u ktorej mieszkalam skutecznie dbala o to, abym nigdy glodna nie byla i zdazyla zasmakowac wszystkich lokalnych przysmakow. Codziennie wiec przygotowywali cos innego tradycyjnego dzieki czemu kuchnie kolumbijska moglam poznac na wylot.
W kolumbijskich zoladkach dominuje ryz, banany, kukurydza i czerwona fasolka. To wszystko w  bardzo  bardzo dla nas, Polakow niewiarygodnych postaciach i odmianach. Chronologicznie wyglada to tak:
Na sniadanie jest zawsze obowiazkowa goraca czekolada. Nie z proszku jak u nas, lecz kupuje sie specjalne bloki, ktore rozpuszcza sie w goracym mleku. Do tego zazwyczaj jajko sadzone lub jajeczniczka z roznymi dodatkami, pieczywo lub arepas. Arepy sa to placuszki charakterystyczne dla Ameryki Poludniowej i mozna je znalezc od Wenezueli i Kolumbii az po krance Argentyny. Przewaznie robi sie je ze specjalnego typu maki kukurydzianej, wody, odrobiny soli i... I tu jest miejsce na rozne wariacjue typowe dla kraju, regionu czy upodoban. W Wenezueli najczesciej spotykana jest wersja najprosza, ktora dopiero po usmarzeniu jest przepolawiana i smarowana slonym maslem lub wypelniana intensywnym w smaku farszem. Tu, w Kolumbii, raczej dodaje sie "smaku" do srodka, jeszcze przed smazeniem i najczesciej z chrupiacej z wierzchu arepy po ugryzieniu wyplywa roztopiony ser.

Na sniadanie mozna tez zjesc empanadas czyli kolejna rzecz typowa dla calej Latynoameryki. Empanady to pierozki nadziewane przeroznymi farszami - od miesa, ryb przez ziemniaki az po ser z szynka - i smazone w glebokim oleju. Smaczne. I bardzo kaloryczne:P
Inne typowe sniadanie to lekka zupa ziemniaczana, a do tego zawiniatka zwane envuelto. Jest to zolta, intensywna w smaku papka kukurydziana ciasno opatulona w kukurydziany lisc i w tym lisciu gotowana. 

Ok 12, 1 przychodzi w tych stronach czas na obiad.
Najpierw zupa. W gestej kolumbijskeij zupie plywa wszystko! Jest kukurydza, ziemniaki, korzen juki, gotowane platany, w koncu duzy kawal miesa z koscia do "obgryzienia".

Na drugie ryz z czyms. Na przyklad Bandeja Paisa czyli najbardziej tradycyjne danie  kolumbijskie - cos, dla tych, ktorzy chca sprobowac wszystkiego tradycyjnego obiadowego na raz. Mamy tu ryz, gotowana fasole, sadzone jajko, kielbaske chorizo, mielona wolowine, chicharron czyli smazona swinska skore (nie przepadam:P), placki arepa, awokado i smazone platany. Generalnie jest to danie do ktorego, ze wzgledu na jego obfitosc, potrzeba co namniej dwoch An. Ja poprzestalam wiec na kosztowaniu wszystkiego po trochu na kolejnych obiadach - to ryz z fasolka, platanami i kawalkiem kurczaka, to ryz z jajkiem, juka (to taki korzen ziemniakopodobny) i smarzona wolowina, to znowu papas criollas (takie malutkie ziemniaczki, ktore je sie razem ze skorka) z roznymi rodzajami mies. 
Typowy obiad wyglada wiec mniej wiecej tak:
Do obiadu pije sie przewaznie soki z przeroznych owocow lub agua panela czyli slodki cieply napoj koloru herbaty zrobiony na bazie cukru trzcinowego.

Co ciekawe taki obiad w mniejszej biedniejszej restauracyjce potrafi kosztowac 5-6 zl, co tym bardziej zacheca do jedzenia po kolumbijsku;)

Na kolacje przychodzi czas ok 20. Co do skladu jest podobna do obiadu, lecz nieco lzejsza. I nie ma zupy. Znow mamy ryz, kawalek miesa, ryby, gotowane warzywa czy smazone platany.
Mmmmmm. W kolumbii jest przepysznie!

Ale ale...  zeby nie bylo ze sie cudza kuchnia zachwycam, a naszej nie szerze, musze powiedziec, ze w podziekowaniu za goscine przygotowalam  DWIESCIE PIEROGOW RUSKICH! Zajelo mi to 7godzin i nastepnego dnia mialam zakwasy i odciski od walkowania, ale bylo warto - Kolumbijczycy lubia pierogi!  Najbardziej z pomidorowo cebulkowym sosem... :P

wtorek, 16 lutego 2010

Owoce, o ktorych istnieniu nie mialam pojecia

Czy wspominalam juz, ze Kolumbia to owocowy raj? Jak pierwszy raz weszlam na targ bylam w szoku ile owocow jest na swiecie i jak dziwacznie moga wygladac. Z przyjemnoscia zaprezentuje niektore z nich (bo to nawet nie polowa!). Najpyszniejsze to kolczasta guanabana, maracuya (szczegolnie sok z niej), mangostino, pitaya i moje uuuuukkkkkoooochane mango. Poza tymi owocami sa rowniez przepyszne owoce w Polsce powszechnie znane jak arbuzy, melony, sliwki czy kokos. Raj nie z tej ziemi!!!!! :D

Aha! oczywiscie z nich wszystkich mozna zrobic pyszny sok, co sie tu powszechnie praktykuje. (Przez tydzien w Bogocie kazdego dnia na sniadanie, obiad i kolacje mialam sok z innego owoca!)


hmmmmm.... mysle o przeprowadzce do Kolumbiii:P

mamey
chirimoya
 
maracuya
maracuya od srodka
 sapote
 
sapote od srodka
  
guanabana
guanabana od srodka
 
anon
  
mango
(mango znalam ale pojecia nie mialam ze moze miec tyle odmian
- jak u nas z jablkami!)
curuba
pitaya
 
pitaya od srodka
  
papayuela
  
granadilla
  
uchuba
  
papaya
  
lulo
  
tomate de arbol
 
mangostino
 
guayaba