A! I jeszcze jest gorąco. Powiedziałam, ze nie ma nic. To pomyłka. Jest. Jest przerazliwie, ekstremalnie goraco. Ok 45 w cieniu jeżeli byłby cień. Ale że nie ma drzew, nie ma nic, to nie ma i cienia. Jest wiec jeszcze cieplej. W blaszanym autobusie, ktorym sie toczymy tak cieplo, ze nie do wytrzymania.
W koncu jednak wysiadamy z ow autobusu-piekarnika. W przygranicznym miasteczku Tumbes. Juz juz mamy odetchnac z ulga, kiedy sie okazuje, ze tu jest jeszcze gorzej. Na miejscu nicosci wyrosly domy. Ale nie zwykle domy. Jakies szare, jakby niedokonczone kloce z wystajacymi ze wszystkich stron pretami zbrojeniowymi. Pozostal pyl, nieziemski upal, a do tego wszystkigo dolaczyly jeszcze zgraje naganiaczy. Obskakuja, krzycza, probuja cos wcisnac lub wciagnac do swojego autobusu czy taksowki. Uciekamy. Ale trudno stad uciec. Trudno isc w takim goracu, trudno sie opedzic od naganiaczy, trudno cos zlapac na stopa, bo na twarzy kazdego zatrzymanego kierowcy widnieje chytry usmieszek cwaniaczka co mysli jak tu na nas zarobic.
W koncu jednak, cierpliwosc nasza w tej ciezkiej probie zostaje wynagrodzona. Dobrzy ludzie sa i w peru. Jeden z nich w koncu zgarnia nas z drogi. Prujemy dobrym sportowym samochodem z klimatyzacja i przyjemna muzyczka, a za kierownica siedzi nie kto inny jak ubiegloroczny mistrz swiata w surfingu.
Więcej szczęścia życzę :-)
OdpowiedzUsuń