Jestesmy w jednym z najbardziej symbolicznych miejsc w historii Peru, tam, gdzie w 1532 rozegraly sie wydarzenia, ktore kompletnie zmienily wyglad tej czesci swiata. Wtedy bowiem spotkal sie w Cajamarce Hiszpan z Inkiem, a spotkanie to skonczylo sie dla tego drugiego tragicznie. Konkwistadorzy ze Starego Swiata schwytali, uwiezili, a po kilku miesiacach stracili ostatniego wladce Atahualpe, a smierc ta dala poczatek koncowi wielkiego imperium. Tym samym narodzinom panowania w Peru kultury hiszpanskiej.
Ta historia unosi sie jeszcze w labiryncie Cajamarskich uliczek. Atosfera tu panujaca jest niesamowita. Wsrod kolonialnych przepieknych kosciolow kryja sie jeszcze slady inkaskie i przedinkaskie siegajace trzech tysiecy lat wstecz. W powietrzu wisi oblepiajaca przechodnia lepka atmosfera spokojnej swojskosci. Przytulne zaulki, skwerki, fontanny. Kolorowe i gwarne targi. Zielone stoki gor.
Wieczorem przyjemnie usiasc na jednym ze skwerkow i popijajac chilijskie wino zasluchac w dzwieki gitary. W dzien pospacerowac uliczami, potargowac sie o lokalne wyroby, zrobic wycieczke za miasto czy poprzesiadywac nad kawa w przytulnych kawiarniach. Te kilka dni, w ciagu ktorych intensywnie wchlaniamy atosfere tego miasta daje mi energie na dalsze podrozowanie, a dziewczyny napelnia "latynoameryanskoscia", ktora zawioza ze soba do Europy. Tu bowiem konczy sie nasze wspolne podrozowanie. Po serii serdecznych usciskow Karolina i Marika wiadaja w autobus wiozacy do Limy skad jutro odleca w strone Hiszpani.
Znowu zostaje sama w wielkim latynoskim swiecie. Smutno.
To musiało być niesamowite miejsce. Łał!
OdpowiedzUsuń